Wstyd mi, oj wstyd ... Dzisiaj usiadłam do mojego ulubionego zajęcia ... czyli zaglądania do Was. - moich blogowych koleżanek i zobaczyłam ... ilość wpisów przekraczających moje najśmielsze oczekiwania. Każda chwali się przygotowaniami do Świąt, wytworami swojej wyobraźni. Podziwiałam hafty, ozdoby, klimaty, sztućce i nawet kozy :) - u Magody. Janusz powiedział, że ona ma rację, bo kozioł śmierdzi przeokropnie. Sam miał okazję się o tym przekonać, kiedy na któreś urodziny (kiedy jeszcze się nie znaliśmy) koledzy podarowali mu takowego na imieniny. Zamieszkał w szopie i ponoć capił tak, że szczególnie wrażliwi nie czuli się dobrze wchodząc do jego "schowanka". Ciekawe, co to za koledzy byli i jakie pobudki nimi kierowały. Lepiej nie wnikać;)
Jesteście wielkie ... takie cuda tworzycie, że miło popatrzeć :)
Ja ostatnio także wypiekłam trochę różności masosolnych. Są aniołki, do tworzenia których inspirację czerpałam z Szuflady Duszy, są ciacha masosolne udające pierniki z lukrem ... chyba dobrze udają bo posmakował je mój Synio maleńki (stwierdził, że "te ostatnie" były lepsze, bo te jakieś takie ... chyba za słone) - I miał rację, bo moje proporcje masosolne są bardzo słone (2:1 sól: mąka). Pierniki najpierw podsuszałam w piecu po pieczeniu chleba 3 razy, potem dopiekłam razem z tartą śliwkową w 185 stopniach. To dało im piernikowy, brązowy, podpalany kolor i nie musiałam używać farby. Zawsze korzystam z czasu, gdy coś piekę, ze względu na krakowską, zapożyczoną od Agatki, mojej serdecznej znajomej, oszczędną duszę ;)
Oto moje wytwory, bo dzisiaj tylko to zdjęcie pokażę. Chciałam wstawić też coś, co przygotowałam na candy, ale muszę poczekać na światło dzienne, bo zrobiłam fotkę teraz razem z ciachami ale się nie nadaje.
To są moje wytwory.
Oprócz tego ostatnio nie próżnowałam ... niektóre z Was wiedzą, że od jakiegoś czasu zajmuję się wykańczaniem Starego Domu który w pierwszym zamyśle przeznaczony był do rozbiórki, czyli prościej mówiąc, do wyburzenia.
Po uratowaniu wielu drzew w ogrodzie, które mój M przeznaczył na straty, czyli do wycięcia, zajęłam się ratowaniem Starego Domu. Jeśli któraś jest ciekawa, co to za drzewa uratowałam, powiem :
1. Czarny bez (wieeelki, dojrzały owocujący dziko, namiętnie - teraz spożywamy syropy oraz sok z bzu czarnego (Rybkaa, zrobisz herbatki bzowej ... ? :)
2. Dwa wiśniowe drzewka udające bonsai -same udają bo nikt ich nie formował, ale teraz zacznę bo się rozrosły ... (Rybkaaa ... a może by tak tej Twojej naleweczki wiśniowej byśmy się napili ... ?? ;)
3. i inne iglaki bez funkcji praktycznej ale po prostu duże, oprócz tego jeden kasztan, i parę innych ...
Wracając do Starego Domu, właśnie dziś (to tłumaczy moją chwilową nieobecność na blogu) zakończyłam pracę nad pierwszym pokojem, który okazał się być sypialnią. Ponieważ założyłam, że wkład finansowy będzie minimalny, wszystko, co możliwe, zrobiłam sama:
1.Lampa (szkoda, że nie zrobiłam zdjęcia "przed" i "po") - stara, okropna, kremowa, z naciekami farby olejnej ... pomalowałam na biało i ozdobiłam decoupage'owo;
2. Nadal w robocie jest lampa stojąca na stolik nocny, abażur z odzysku pomalowany i ozdobiony j/w;
3. okropna ... wstrętna, czarno-biała szafa : odmalowana, wycieniowana;
4. Drzwi odmalowane także (jak szafa) , i krzesło i stolik nocny;
, 5. Zasłony zakupione za 10 zł (dwie) z których powstały zasłony oraz poduszki (dzisiaj), kupione w PeWEKSIE rzecz jasna;
6. Łóżka kupione za 100 zł za DWIE SZTUKI z materacami, ekstra!! - tylko musiałam je spod Warszawy przytaszczyć i przy okazji zakupiłam również za 100 sł starą, wielką, piękną szafę (jeszcze nie zrobiona na bóstwo - ma odcięte nogi i czeka na nowe;
7. No i jakieś dwie narzuty, bluzki haftowane z Ukrainy moje i M, których nie nosimy, wiszą na ścianach ... jakaś bluzeczka z haftami moja za mała (przecież skurczyła się w praniu. .. ;), kosz wiklinowy z bogactwem szmateksowych materiałów stojący na szafie, lampion na świeczkę na stoliku nocnym - to wszystko pokażę przy sprzyjających światłach i nastroju.
Zrobiłam powyższe własnymi łapkami.
Okno zostało odmalowane przez Bożenkę i Grzesia, którzy są Święci, doprawdy.
AAAAAA ... I jeszcze co!! W sypialni stoi cudowny, boski ... piec kaflowy w najcudowniejszym, najbłękitszym kolorze błękitu, jaki znam ... taki kolor cumulusów przed burzą ... Co najważniejsze to to, że on działa!! Grzeje bosko i nie trzyma ciepła jak ten w pokoju dziennym ale jak się w nim napali o 20.00 to do rana wystarczy ;)
To chyba najdłuższy post jaki napisałam, więc żeby nie rozpieszczać Was i przywyczajać, zakończę.
Mogłam spożytkować wenę do opowiadania dla Koła Gospodyń Wiejskich , ale mam nadzieję, że i na to wena przyjdzie,
DOBRANOC
Cudowne Aniu te pierniczki i te aniołki, bardzo mi się podobają, gratuluję talentu !!!
OdpowiedzUsuńI pokaż nam szybciutko te wszystkie rzeczy o których piszesz do odnowionego domku bom ciekawa przeokropnie ...
Pozdrawiam serdecznie
Super wyszły Twoje masosolne ciacha będą się pięknie prezentować na choince.
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa tego Twojego Starego Domu i tych wszystkich odnowionych wspaniałości.
Zazdroszczę szczególnie tego pięknego i działającego pieca. W mojej chatce niestety nic nie grzeje, dlatego jest tylko na lato. Dom był przewożony w całości kilkanaście kilometrów i piec trzeba było rozebrać.
Pozdrawiam serdecznie.
Ciasteczka ekstra, ale kiedy i czy będą zdjęcia sypialni?
OdpowiedzUsuńbardzo ladne te anioleczki na choince beda super wygladac :)
OdpowiedzUsuńPiękne te Twoje słone pierniki ;)
OdpowiedzUsuńA fotek z sypialni ze starego domku nie mogę się doczekac. (ale pracowita z Ciebie kobieta!)
Pozdrawiam :)
No, przy Tobie to ja len jestem :-))) zdjęcia wyżej już pooglądałam mam nadzieję, że kiedyś dane będzie mi to zobaczyć w naturze :-)) Super!
OdpowiedzUsuńPierniczki smakowite.Muszę powiedzieć ,że puściłam wodze fantazji czytajac twój opis pieca kaflowego.Piękna bestia musi z niego być:))Uwielbiam takie piece,przypominają mi wizyty u mojej najukochańszej Babci.Pozdrawiam Izzy
OdpowiedzUsuńJuż nie raz zachwycałam się Twoimi "wyrobami", ale te ciasteczka - cudne. :)
OdpowiedzUsuń