31 maja 2011

Witajcie :)

Nigdy nie byłam matematycznym orłem, ale kiedy policzyłam, od kiedy mnie tu nie było, przeraziłam się trochę. Nie znaczy to, że nie było mnie wcale, bowiem podczytywałam blogi, które obserwuję już od dawna i wiem, co słychać w moich ulubionych domostwach. Wiele z Was osiągnęło niemałe sukcesy, czego Wam z całego serca gratuluję, i nie raz zdarzało mi się pisać Wasze blogowe adresy na czymś, co było pod ręką, polecając innym, aby Was czytali :). 
U mnie przez ten czas trochę się zmieniło. Praca w ogrodzie wre, ciągle jest coś do zrobienia, czasami wieczorem jestem tak zmęczona, że nie udaje mi się nawet poczytać książki. Prawie 1 hektar to jest powierzchnia prawie nie do opanowania :). Drugi leży dzikim odłogiem i obfituje w to, co Pan Bóg i przyroda postanowili tam posiać. I to także ma swój urok i jest pożyteczne. Na przykład pokrzywy, które zbieram i produkuję nawóz do pomidorów, które rosną w oczach. Już nie mogę się doczekać tego prawdziwego smaku, bo nie zawsze udaje się dostać na straganie takie, które chociaż przypominają smakiem prawdziwego pomidora. 
Bardzo się cieszę z powodu nadchodzących wakacji i czuję już ten błogi czas, kiedy nie będę musiała gonić Jasia do odrabiania lekcji. Los nie obdarował mnie dzieckiem, które chęć do nauki ma zakodowaną w genach. Zadania "DLA CHĘTNYCH" to już czysta abstrakcja, chociaż ciągle powtarzam: "Pamiętaj, Synku, Ty jesteś zawsze CHĘTNY :)". Syn zbywa to prychnięciem, i robi tylko to, co jest absolutnie konieczne. Może drugi, który idzie do szkoły za rok, zrobi mi niespodziankę i okaże się bardziej chętny do pracy. Tak więc dni mijają mi na pracy dość monotonnej, ale dającej wiele radości i satysfakcji, bo to bardzo miłe, kiedy widać efekty. 
Pokażę Wam część mojego ogródka, drzewo czereśni, które pełni w moim ogrodzie rolę rzeźby, jednym słowem odrobinę natury z mojego podwórka :) 
Serdeczności dla wszystkich Was!